
Angielski biznesowy: ta sztuka walki przebrana za uprzejmość
Na polu bitwy spotkań na Zoomie i maili z ukrytą kopią istnieje język, który nie przypomina ani tego, którego uczą w szkołach, ani tego, który słychać na ulicach Londynu: angielski biznesowy. To nie tylko kwestia słownictwa, lecz wyrafinowany taniec tonów, formalności i dyplomacji, który zawstydziłby niejednego ambasadora z XIX wieku.
A mimo to wielu odważnych uczniów języka angielskiego wkracza na tę arenę z niewłaściwym orężem: wierząc, że mówić to znaczy tłumaczyć, że bezpośredniość to skuteczność, a „What’s up” otwiera drzwi globalnego rynku. Spoiler: nie otwiera.
Oto cztery błędy, które – niczym drobne pęknięcia w idealnym garniturze – mogą zepsuć całe wrażenie. I co ważniejsze: pokażemy, jak ich unikać, nie tracąc przy tym duszy.
1. Mylisz nieformalność z profesjonalizmem (czyli dlaczego nie należy witać szefa „Hey dude”)
Najczęstszy – i najbardziej zrozumiały – błąd to traktowanie spotkania biznesowego jak rozmowy w kawiarni. „Hey guys” brzmi uroczo wśród znajomych na grillu, ale w mailu do przyszłego pracodawcy bardziej przypomina zagubionego studenta niż kompetentnego specjalistę.
Nie chodzi o udawanie brytyjskiego akcentu ani cytowanie Szekspira. Chodzi o wybór formuł, które, choć nie są chłodne, zachowują szacunek:
- „Dear team”
- „Good morning, I hope you’re doing well”
- „Hello everyone”
Język profesjonalny jest jak dobry garnitur: nie zakładasz go, by się popisywać, tylko po to, by traktowano cię poważnie.
Jak tego uniknąć?
- Analizuj prawdziwe maile, a nie dialogi z seriali.
- Ćwicz zwroty aż staną się automatyczne.
- A jeśli masz wątpliwości, wybieraj wersję bardziej powściągliwą – w niepewności grzeczność to twoja najlepsza tarcza.
2. Tłumaczysz dosłownie (i wpadasz w pułapkę)
Pokusa jest silna: masz myśl po polsku, tłumaczysz słowo po słowie i… bum: „I have 30 years” albo „I am agree”. Ale angielski, jak każdy żywy język, nie jest lustrzanym odbiciem twojego. To ogród z własnymi zasadami, trującymi kwiatami i krętymi ścieżkami.
Język idiomatyczny nie wybacza tłumaczeń dosłownych. Powiedzieć „I am agree” to jak założyć sandały na rozmowę kwalifikacyjną zimą – technicznie możliwe, społecznie katastrofalne.
Jak tego uniknąć?
- Ucz się całych zwrotów – jak zaklęć.
- Korzystaj z aplikacji pokazujących prawdziwe przykłady, jak Linguee czy Reverso.
- I zanurz się w autentycznym języku: podcasty, filmy, prawdziwe rozmowy. Angielski z podręcznika rzadko przetrwa w rzeczywistości.
3. Znasz reguły, ale nie umiesz grać (czyli syndrom gramatyka bez doświadczenia)
Wielu uczniów angielskiego potrafi recytować zasady użycia Present Perfect nawet pod groźbą tortur. A mimo to mają problemy z poprowadzeniem spotkania, wykonaniem telefonu czy napisaniem raportu.
Gramatyka jest ważna, jasne. Ale w prawdziwym świecie jedno dobrze wypowiedziane „Could you clarify that for me?” znaczy więcej niż sto teoretycznych wyjaśnień.
Jak tego uniknąć?
- Ćwicz realistyczne sytuacje: prezentacje, rozmowy telefoniczne, wywiady.
- Nagraj się. Posłuchaj. Popraw się.
- I dołącz do społeczności, w których praktyka to norma, nie wyjątek.
Bo mówić w języku to nie to samo co go znać. To żyć nim. Potykać się o niego aż stanie się twój.
4. Brzmisz bardziej jak sierżant niż kolega (uprzejmość to nie opcja)
„Send me the report.” Trzy słowa. Jasne, zwięzłe… i niegrzeczne.
W angielskim biznesowym ton bywa ważniejszy niż sama treść. Zwłaszcza w wersji brytyjskiej, gdzie krytyka może być podana jako komplement, a polecenie zakamuflowane jako sugestia.
- „Could you send me the report when you have a moment?”
- „I was wondering if you could…”
- „Let’s touch base later this week”
Nie chodzi o łagodzenie z powodu słabości, ale o opakowanie przekazu w aksamit – wtedy dociera dalej.
Jak tego uniknąć?
- Ucz się gramatycznych konstrukcji uprzejmości.
- Słuchaj, jak mówią profesjonaliści w serialach typu The Crown czy Suits.
- A w razie wątpliwości – bądź bardziej uprzejmy niż potrzeba. Nikt nie został zwolniony za zbyt częste używanie słowa „please”.
BONUS: Małe błędy, wielkie konsekwencje
- Wymawianie „schedule” tak, jak się pisze? Koszmar. W USA: skedʒul, w Wielkiej Brytanii: ʃedjuːl. Wybierz wersję – i mów z przekonaniem.
- Nieznajomość słownictwa z własnej branży. Marketing bez „call-to-action”? Lepiej nie próbuj.
- I najgroźniejsze: milczenie ze strachu przed błędem. Cisza nie eliminuje błędów – ona je utrwala.
Na koniec: angielski biznesowy to jak walc
Ma swoje kroki, pauzy i formy. A kiedy go opanujesz, pozwala poruszać się po świecie zawodowym z elegancją, pewnością siebie i odrobiną uroku.
Chcesz nauczyć się tańczyć ten walc? Pierwszy krok to przestać bać się błędów – i zacząć praktykować język tak, jak się go naprawdę używa: z intencją, ze stylem i odrobiną odwagi.